wtorek, 10 grudnia 2013

15. Kolorowo i wytrawnie.

Przy takiej pogodzie za oknem, trzeba wrzucić na talerz choć odrobinę koloru. Dziś na wytrawnie ze słodkim dodatkiem kakao, bo coś musi rozjaśnić nam tą deszczowo- błotną pogodę, a najlepiej czerwone pomidorki i zielony szpinak! 

Gdzie jest śnieg i mróz? :( Bo ja już zaczełam odliczanie czasu do świąt, a jego brak. :(




Omlet ze szpinakiem, cukinią, papryką, pomidorkami i ogórkiem, kakao.


Mimo wszystko, dużo uśmiechu na dzisiejszy dzien :)

środa, 27 listopada 2013

14. Pora coś zjeść: Szybki makaron na szybki obiad.

Dziś tak dla odmiany bardzo szybki i pyszny obiad do przygotowania w kilka minut, jeśli tylko mamy ugotowany makaron. Nie stracimy dużo czasu w kuchni, a zjemy zdrowy i pełnowartościowy posiłek. Taka pyszna opcja na obiad, a także pasująca na kolacje ! 



Sałatka łososiowo- makaronowa w sosie curry

  • 80g łososia wędzonego
  • 50g makaronu żytniego
  • 40g posiekanej cebuli
  • gruszka pokorojona w kostkę
  • 30 g orzechów włoskich
  • Pieprz
  • Sałata ( u mnie rukola)
  • Papryka

Sos curry

  • 1 łyżka stołowa jogurtu narualnego
  • 1 łyżka stołowa oliwy z oliwek
  • 1 łyżeczka curry
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 łyżeczka musztardy

Łososia podzielić na cząstki. Makaron ugotować al dente i odcedzić. W miseczce wymieszać łososia i wszystkie składniki sałatki. Składniki sosu zmieszać ze sobą w oddzielnym naczyniu i polać sałatkę.


Smacznego ! :)


wtorek, 19 listopada 2013

13.Słodka wanilia.



Budyniowa waniliowa owsianka na sojowym mleku waniliowym gotowana z połową laski wanilii, z bananem, i smażonym jabłkiem w cynamonie, maśle i syropie klonowym.

Słodka i potrójnie waniliowa owsianka na ciemny i zimny poranek. Zapach i smak wanilii z rana- ideał.  Polecam gorąco takie rozpoczęcie dnia! 





czwartek, 14 listopada 2013

12.Potrzebuję światła.




Jogurt naturalny z miodem i imbirem , dodatkowo z bananem, chrupiącą granolą czekoladową, granatem, gorzką czekoladą, ricottą, wszystko oblane syropem klonowym i osypane świeżo ścieranym cynamonem.

Poranki ciemne więc czas rozpocząć walkę o światło na zdjęciach. Już powoli u mnie wkrada się świąteczny klimat. Palce pachną cynamonem. Jeszcze śnieg za oknem i będzie idealnie.

wtorek, 12 listopada 2013

11. Masełko.

 Kocham wszelkie masła orzechowe. Ostatnio jednak po próbie wykonania masła słonecznikowego bardzo się zniechęciłam i poprzestałam produkcji domowych maseł ( pozostało jedynie sprawdzone masło orzechowe). Wczoraj jednak zakupiłam paczkę migdałów i z lekką nieśmiałością postanowiłam zrobić masełko migdałowe. I wyszło! <3 Idealne, obłędne w smaku, wciąga bardzo- uwaga, bo można wyjeść palcem prosto ze słoika, ba już z blendera można podjadać. Lekko słodkie z nutą cynamonu. Tylko trzeba uzbroić się w cierpliwość przy kręceniu i mieleniu ( biedny blender), ale WARTO!


Masło migdałowe ( na mały słoiczek):

  • 200 g migdałów
  • 1 łyżka miodu
  • 1 łyżka oleju rzepakowego
  • cynamon ( wedle uznania)
  • szczypta soli
Migdały prażymy na patelni, lub wkładamy do piekarnika na 15 minut nagrzanego do temperatury 180*C ( trzeba pilnować, bo gdy będą za długo mogą stać się gorzkie). Możemy je delikatnie posiekać i wrzucamy do blendera ( lub innego urządzenia, które pomoże stworzyć nam masło). Dodajemy wszelkie składniki do smaku i miksujemy, miksujemy...około 20 minut.( Uwaga, róbcie przerwy, żeby nie spalić blendera. Zapach spalonych kabli to zły znak! ) Po tym czasie powinniśmy otrzymać idealne, gładkie, cudowne MASŁO MIGDAŁOWE! 




Idealne na śniadanie. Do posmarowania tostów, do tego plasterki banana, dżem lub powidła, wszystko obsypane cynamonem. Dodatkowo poranna, aromatyczna, gorąca kawa i od razu robi się lepiej w listopadowy jesienny poranek, bo listopad nie musi być wcale taki zły!


Chrupiące tosty z czekośliwką i masłem migdałowym, oprószone przyprawą korzenną, kawa zbożowa z przyprawą korzenna.

A jakie jest Wasze ulubione masło? Co możecie polecić do zrobienia? Bo już nie mogę się doczekać na kolejne próby. Wierzę, że blender wytrzyma te wszystkie męki. :) 

Miłego dnia ! :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

10. Do trzech razy sztuka

Do trzech razy sztuka, więc oto jestem - ta trzecia.

Jeszcze mnie tu nie było, ale trzeba się wreszcie pokazać.

Tym razem nie będzie o jedzeniu. Będzie o tym, że czasem nawet największe leniwce (czyt.ja) mają siebie dość. Mam tu na myśli oczywiście te przeklęte ćwiczenia. 

Mniej więcej początku moich studiów zapanował istny szał na wszystkie Chodakowskie, Jillian'y. Mel B i im podobne. Ja, która od zawsze unikała w szkole wf'u, która przed piłką częściej uciekała niż za nią biegła oczywiście miałam to... delikatnie mówiąc gdzieś. Nigdy nie lubiłam się męczyć fizycznie, a że nie miałam problemów z wagą to nie widziałam absolutnie żadnej potrzeby ćwiczenia. Dodatkowo moje ciało ma naprawdę niesamowitą tendencję do zakwasów, czasem po dniu nicnierobienia mam zakwasy w miejscach, w których nawet nie wiedziałam, że mam mięśnie. To zupełnie wystarczyło.

Na uczelni, mimo że sale ośrodka sportowego były wyposażone bardzo dobrze, to ciężko było mi zmusić się do większego wysiłku. Bo zawsze po wf'ie trzeba było biec na kolejne zajęcia, a na prysznic nie było czasu. Tak więc wf na studiach został odbębniony, tak samo jak w gimnazjum (w liceum zupełnie go sobie darowałam ;) ). 
Mimo, że szkolne wychowanie fizyczne mam za sobą to nadal pamiętam jaką traumą było dla zmuszanie do gry w kosza, w którym przecież powinnam być świetna, bo wysoka, bo to, bo tamto. Nikt nie rozumiał, że dziewczyna o 178 cm wzrostu może nie lubić koszykówki. Na szczęście ktoś wpadł na pomysł, że może jednak przez 3 lata nie trzeba grać w jedną grę, więc przynajmniej trochę pograłam w siatkówkę. Na tym koniec, amen. 
I tak mniej więcej zakończyła się moja kariera siatkarki, koszykarki czy kogokolwiek związanego ze sportem. 
Mój jedyny kontakt ze sportem przez ostatnie lata to oglądanie wszystkich olimpiad, mistrzostw świata czy Europy w lekkoatletyce. Nic tak nie relaksuje jak patrzenie jak inni się męczą ;)

Jak każdy wie, na studiach spotyka się różnych ludzi, ja trafiłam na jedną taką (pozdro Kacha!), która dnia bez treningu sobie nie wyobrażała. Więc pomyślałam, a co! Nie będę przecież gorsza! 
No i tu właśnie pojawił się problem, bo zaczęłam swoje pseudo treningi ze złą motywacją. Za bardzo chciałam udowodnić otoczeniu, że dam radę. Dlatego po kilku upojnych razach na dywanie z Chodakowską dałam sobie spokój. I tak sobie trwałam i trwałam. 

Kolejną próbę podjęłam chyba przed tegorocznymi wakacjami. Przerobiłam 30 dniowy maraton przysiadowy.  Pierwszy raz na własne oczy widziałam efekty. Nic chyba nie działa tak motywująco. Jednak nadal nie potrafiłam zebrać się do robienia powiedzmy godzinnych treningów.

Aż do teraz. Zaczęłam jakiś czas temu, powolutku, bez spiny. I okazało się, że jednak nawet ja mogę! I wcale nie umieram na drugi dzień. 

Dlatego postanowiłam zostać królikiem doświadczalnym pań w spandexie. Uwierzcie, nikt nie nadaje się do tego lepiej niż ja. 
Jeśli ja - jakby nie patrzeć fit hejter - napiszę tu kiedyś, że nie wyobrażam sobie dnia bez treningu to znaczy, że świat się skończył i aby czekać na 4 jeźdźców Apokalipsy.

Plany są jak zwykle bardzo ambitne. Najbardziej chciałabym zacząć biegać.
Ba! Postanowiłam że POKOCHAM bieganie. Ale idzie zima i nie wiem co robić. Zaczynać teraz, czekać do wiosny? 
Tak więc nie mogę napisać, że zaczynam od dziś, bo w zasadzie już zaczęłam. Trochę Chodakowskiej (z której zostawiam tylko video, bo niestety tej pani w wersji audio nie przeboleję), trochę Jillian (ta mi jakoś bardziej odpowiada, jest bardziej energiczna) i oczywiście najwspanialszy pan na świecie. Czyli pan od 8 min abs i innych 8. Nic tak nie poprawia humoru jak usłyszenie usłyszenie this will never hurt you gdy ja po pierwszym abs’ie miałam zakwasy uwaga – w szyi…
 Przepraszam za długie wstępy i wszystko inne, ale chciałam miej więcej przedstawić swoją sylwetkę leniwca. 

Do niedługo mam nadzieję!
(matko, jakie to długie! przepraszam.)

A zostawiam Was z tym, z czym ostatnio nie mogę się rozstać (jak to się mówi - klasyk):






środa, 6 listopada 2013

9. Najprostsze smaki i granola.

 Mimo tego, że miałam trochę więcej czasu rano i tak postawiłam na proste, ale jakże smaczne miseczkowe śniadanie.Szczerze to miło powrócić do takich podstawowych smaków i połączeń.

Granola czekoladowa z bananem, zalana ciepłym mlekiem, oprószona kakao i cynamonem. 
 Nie jest to zbyt fotogeniczna miseczka, ale bardzo prosta, słodka i przyjemna z rana.

Granola robiona w domku, bo taka najzdrowsza i najlepsza. Słodka i czekoladowa, polecam gorąco :)



Granola czekoladowa:
  • 4 szklanki płatków owsianych
  • 1 szklankę wiórek kokosowych
  • 1 szklankę orzechów włoskich i pekanów, pociętych w drobne kawałki
  • ½ łyżeczki soli
  • ½ szklanki ciemnego kakao
  • 1/3 szklanki oleju kokosowego, rozpuszczonego ( u mnie z powodu braków, oliwa)
  • ½ łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 1/3 szklanki syropu z agawy lub miodu
  • 1/4 szklanki brązowego cukru
  • 1/3 szklanki poszatkowanej drobno gorzkiej czekolady

Rozgrzej piekarnik do 160*C. W dużej misce zmieszaj płatki owsiane, wiórki kokosowe, orzechy i sól. W drugiej misce zmieszaj kakao, olej kokosowy, ekstrakt z wanilii, syrop z agawy (lub miód) i brązowy cukier. Przelej mieszankę kakaową do miski z płatkami i dokładnie wszystko wymieszaj, żeby płatki były równo pokryte. 
Rozłóż płatki równo na tacy do pieczenia pokrytej papierem i piecz przez 15 minut. Po tym czasie wymieszaj płatki i piecz przez kolejnych 10 minut, mieszając co jakiś czas. Kiedy gotowe, wyjmij tacę z piekarnika i posyp kawałkami czekolady, wymieszaj. 
Teraz tylko rano dodawaj do mleka lub jogurtu i ciesz się pysznym i zdrowym śniadaniem :)

Smacznego !